praca w krematorium niemcy
Majdanek 1941–1944. Praca zbiorowa, red. Tadeusz Mencel, Towarzystwo Opieki Nad Majdankiem, Lublin 1991. Majdanek. Obóz koncentracyjny w relacjach więźniów i świadków, opr. Marta Grudzińska, Państwowe Muzeum na Majdanku, Lublin 2011. Józef Marszałek, Majdanek. Obóz koncentracyjny w Lublinie, Warszawa 1987.
Na rybnickim cmentarzu komunalnym przy ul. Rudzkiej powstaje krematorium, będące integralną częścią istniejącego domu przedpogrzebowego. Mieszkańcy Rybnika, decydując się na kremację, nie będą już zmuszeni korzystać z usług innych miast.
Praca w krematorium to zawód wymagający nie tylko specjalistycznej wiedzy, ale również dużej empatii i umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami emocjonalnymi. W artykule zostaną przedstawione wymagania, obowiązki oraz cechy charakteru, jakie powinien posiadać pracownik obsługi krematorium, aby skutecznie wykonywać swoją
Przesmyk ten nazwałyśmy +Totengang+. W tym miejscu 18 kwietnia 1942 roku zostało rozstrzelanych 13 Polek, większość młodych harcerek" - wspominała Wanda Półtawska. Potem zbudowano komorę gazową i krematorium, gdzie zabijano setki osób już bez strzałów.
Zobacz wszystkie oferty pracy praca: Promedica24 – Niemcy, zagranica – praca: Opiekun/ka w żłobku - Niemcy, zagranica; Przeglądaj wynagrodzenia: wynagrodzenia na stanowisku "Praca dla opiekuna/ki seniorów w Niemczech", lokalizacja: Niemcy, zagranica; Zobacz częste pytania i odpowiedzi na temat firmy Promedica24
nonton film habibie ainun 2 full movie lk21. Trockenbau - układanie płytek w regionie Koblenz26 lipca 2022, 17:35Witam. Jesteśmy firmą budowlaną w Koblenz specjalizującą się w Trockenbau (ok. 80%) i układaniu płytek (ok. 20%). Język niemiecki i prawo jazdy klasy B są miło widziane, ale nie wymagane....zarchiwizowaneTrockenbau i układanie płytek w regionie KoblenzFilip22 kwietnia 2022, 17:55Witam. Jesteśmy firmą budowlaną w Koblenz specjalizującą się w Trockenbau i układaniu płytek. Język niemiecki i prawo jazdy są miło widziane, ale nie wymagane. Zainteresowanych proszę o kontakt...zarchiwizowanePracownik fizyczny do prefabrykacji betonuAnna14 kwietnia 2022, 16:04Firma poszukuje pracowników do pracy w Niemczech w zakładach prefabrykacji przy produkcji słupów, podciągów, tzw. ciężkich stropów i ścian oraz elementów, tzw. ekranów od zaraz pracownik budowlanyJan22 marca 2022, 11:53Przyjmę do współpracy pracownika budowlanego do wykończeń wnętrz z zarejestrowana w Polsce lub Niemczech działalnościa gospodarcza. Praca w Bonn i okolicy zapewniona na kilka o...zarchiwizowaneZlecę budowę domu w technice tradycyjnejGosia14 stycznia 2022, 20:07Zlecę budowę domu w technice tradycyjnej, poro beton. Powierzchnia domu 280 m2 plus garaż. Dwie kondygnacje. Jestem zainteresowany oferta montażu okien, drzwi, instalacji elektrycznej, ogrzewania....zarchiwizowaneTrockenbau i układanie płytek w regionie KoblenzFilip8 stycznia 2022, 16:35Witam. Jesteśmy firmą budowlaną w Koblenz specjalizującą się w Trockenbau i układaniu płytek. Język niemiecki i prawo jazdy są miło widziane, ale nie wymagane. Zainteresowanych proszę o kontakt...zarchiwizowaneEtat pokojówki do 20 grudnia w KoblenzKlauzula zgody na przetwarzanie danych osobowych w rekrutacji. Kliknięcie przycisku i wysłanie Twojej aplikacji oznacza wyrażenie zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych dla potrzeb rekrutacji...zarchiwizowanePokojówka/ do opcja dla studentkiPraca w rodzinnym hoteliku w uroczej miejscowości nad rzeką Moselą. Pracownik otrzymuje umowę niemiecką od pracodawcy jeszcze przed wyjazdem z Polski. Nasz koordynator pomoże Ci w procesie i...zarchiwizowaneElektryk, szafy sterownicze budowa, NiemcyIMS5 maja 2021, 15:20Praca dla: Elektryka przemysłowego do budowy szaf sterowniczych. Zarobki: 12,50 Euro/h Brutto +55 - 60 Euro diety dziennej netto i pracownik sam opłaca zakwaterowanie. (Jest też możliwość w...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner – bez języka - NiemcyMagazynier, komisjoner – bez języka - Niemcy, Koblenz Zakres obowiązków: Kompletowanie zamówień przy pomocy zestawu słuchawkowego pick by voice w języku polskim Układanie towaru na...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Berlin, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Erfurt, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Berlin, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Erfurt, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPraca dla magazyniera magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Berlin, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Erfurt, Koblencja, Hamm. Nie musisz się...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Berlin, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Erfurt, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner - NiemcyPoszukujemy pracowników do pracy w magazynów spożywczych w Niemczech w miastach: Ganderkesee niedaleko Bremen,Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja, Hamm. Nie...zarchiwizowanePraca jako monter wentylacjiPrężnie dzialajaca firma poszukuje monterów znasz sie na robocie, potrafisz czytac rysunki techniczne i rozmawiasz w jezyku niemieckim to dobrze trafiles:) Zainteresowanych prosze o...zarchiwizowaneOpiekunka do Pani w ok. MainzPoszukujemy opiekunki z komunikatywną znajomością języka niemieckiego ! Start: ok Miejscowość: CALLBACH (okolice Moguncji /Mainz ) Inne os. w gospodarstwie domowym...zarchiwizowaneSzukam kucharza do małej włoskiej RestauracjiDaniel13 maja 2020, 18:40Szukam kucharza (najlepiej na stale) do malej wloskiej restauracji w okolicy Koblenz, Rheinland-Pfalz. Znajomosc wloskiej kuchni mile widziana. Reszte informacji udziele chetnie telefonicznie,...zarchiwizowaneOpiekunka do Pani w ok. Koblenz/ MainzPoszukujemy opiekunki z komunikatywną znajomością języka niemieckiego ! Start: ok Miejscowość: 55430 OBERWESEL (okolice Koblencji , Mainz ) Inne os. w gospodarstwie domowym...zarchiwizowanePraca przy robotach zbrojarz Cieślajest praca dla samodzielnego zbrojarza czytającego rysunek praca okolice koblenz obecnie budowa basenu , w póżniejszym okresie trzy budynki wielorodzinne , mieszkanie gratis , samochód do dojazdu na...zarchiwizowaneTłumacz/Koordynator BhpJedrzej25 kwietnia 2020, 7:12Poszukujemy tłumacza, który stanie się częścią zespołu wdrażającego rozwiązania dla logistyki. Praca polega na koordynacji działań pomiędzy zespołem wdrożeniowym (polskim), a specjalistami do spraw...zarchiwizowaneRzeznik/Wykrawacz (Frankfurt aam Main) jest niemiecka firma posrednictwa pracy dla osob wszystkich grup zawodowych, zainteresowanych podjeciem pracy w Niemczech i innych krajach niemieckojezycznych. Proponujemy...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner, kompletacja towaruPoszukujemy pracowników do pracy w magazynie spożywczym w Niemczech w miastach: Berlin, Ganderkesee niedaleko Bremen, Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja,...zarchiwizowaneMagazynier, komisjoner, kompletacja towaruPoszukujemy pracowników do pracy w magazynie spożywczym w Niemczech w miastach: Berlin, Ganderkesee niedaleko Bremen, Bottrop, Lauenau niedaleko Hanoweru, Kitzingen, Guteborn, Krefeld, Koblencja,...zarchiwizowaneDam pracę, pracownikom ogólnobudowlanychMirek25 lutego 2020, 17:43Poszukuję pracowników ogólnobudowlanych, Trockenbau,praca jest od poniedziałku do soboty,w godzinach od 8 do 17 w okolicach Koblenz, Mayen Andernach,Ochtendung, wymagane prawa jazdy, oraz gewerba,...zarchiwizowaneKierowca oraz pomoc budowlanaPiotr3 lutego 2020, 10:05Poszukuje kierowce na budowe z prawem jazdy i samochodem. Gewerba meldunek jest wymagane. Znanie jezyka nie koniecznie. Prosze o Kontakt z Piotrem na numer telefonu podany w ogłoszeniu. Praca...
Będące konsekwencją wojny Rosji z Ukrainą ograniczenia w dostawach gazu mogą utrudnić pracę krematoriów w Niemczech, a także spowodować wzrost cen usług - ostrzega dziennik „Die Rheinpfalz". A z raportu niemieckiego związku branży pogrzebowej wynika, że ponad połowa niemieckich producentów trumien zapowiedziała na ten rok podwyżki na poziomie 10-20 proc. lub więcej. Juergen Stahl, szef Związku, uzasadnia konieczność podniesienia cen trumien konsekwencjami wojny Rosji z Ukrainą. "Podrożała energia i drewno, występują też wąskie gardła w dostawach np. elementów wykończeniowych importowanych z Ukrainy" - wylicza Stahl. Mamy nową kopalnię ropy naftowej i gazu Francja stawia na import skroplonego gazu, przygotowuje kolejny pływający gazoport Ryanair oferuje 160 tysięcy biletów po 21,99 euro KOMENTARZE (1) Do artykułu: Niemcy: Media: ograniczenia w dostawach gazu mogą utrudnić pracę krematoriów
Nigdzie w Niemczech śmiertelność wskutek koronawirusa nie jest tak wysoka, jak w Saksonii. Krematorium w Doebeln nie radzi sobie z pracą. Gerold Muenster długo się zastanawiał, czy powinien pokazać dziennikarzom, jak obecnie wygląda jego praca w krematorium. Jako jego kierownik musi okazać współczucie rodzinom zmarłych. Nie chce jednak zwiększać ich obaw. Z drugiej strony jego sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Dlatego zdecydował się udzielić przedstawicielom mediów rzeczowych informacji. Muenster pozostał zatem w budynku krematorium i otworzył przed nimi jego drzwi. - Tu odbywa się ceremonia pożegnania ze zmarłymi - wyjaśnia. Mamy tu miejsce na około 90 osób, ale w tej chwili jest ono wypełnione trumnami. Na części z nich widać nalepkę "pozytywny wynik testu na koronawirusa" albo po prostu "COVID-19". Brakuje miejsca na trumny - W tej chwili brakuje nam miejsca na trumny - wyjaśnia Gerold Muenster. Na początku grudnia ubiegłego roku w tej skromnej sali odbyła się ostatnia ceremonia pożegnania ze zmarłymi. W tej chwili sala służy jako składowisko na trumny. Za krematorium stoi ciągnik siodłowy z naczepą-chłodnią. - W ten sposób chcieliśmy jakoś przejść przez święta, ale już 23 grudnia wszystkie miejsca były zapełnione - dodaje. Gerold Muenster Gerold Muenster nie chce podać dokładnej liczby zmarłych. Ani tych, którzy znajdują się w tej chwili w krematorium, ani tych, którzy zostają tu skremowani każdego dnia. Jego zdaniem, nie są to dane, które powinny trafiać do opinii publicznej, "nawet jeśli trudno jest je jednoznacznie określić". W jego przekonaniu wystarczy powiedzieć, że w grudniu 2020 roku krematorium wykonało ponad połowę pracy więcej niż wynosiła jego średnia za ubiegłe pięć lat. - Dla nas oznacza to, że pracujemy na granicy wydolności - mówi. Wysoka śmiertelność w Saksonii Muenster zamyka drzwi sali pożegnań ze zmarłymi i przechodzi do wąskiego korytarza. Także tu piętrzą się trumny, które jako następne trafią do krematoryjnego pieca. - Przez cały dzień jesteśmy zajęci ich przestawianiem - wyjaśnia. - Oznacza to dla nas ciężką, fizyczną pracę, ale także duże obciążenia psychiczne. Bywają dni, w których wieczorem mamy więcej zmarłych niż rano, na początku pracy - dodaje. Trumny piętrzące się w sali pożegnań Na razie sytuacja raczej się nie zmieni. Wciąż utrzymuje się wysoka śmiertelność na koronawirusa, zwłaszcza tu, w Saksonii, potwierdzona danymi statystycznymi. W połowie grudnia śmiertelność w tym landzie była o 109 procent wyższa niż w ciągu czterech ubiegłych lat. Dla porównania: w skali ogólnoniemieckiej była wyższa tylko o 24 procent. Wzrost śmiertelności w Saksonii ma kilka przyczyn. Epidemia koronawirusa jest tylko jedną z nich. Długie pożegnanie dla rodzin Co oznaczają te liczby dla rodzin, staje się jasne po rozmowie z Lutzem Behrischem. Od ponad 20 lat jest proboszczem w Doebeln i zna wielu mieszkańców, którzy na początku lekceważyli pandemię koronawirusa. Być może dlatego, że wirus wówczas jakoś oszczędzał to 20-tysięczne miasto. Teraz jednak w ich myśleniu nastąpiła zasadnicza zmiana. Spowodowana także koronakryzysem. Proboszcz w Doebeln Lutz Behrisch Proboszcz Behrisch jest przekonany, że jego parafia będzie potrzebować dużo czasu na uporanie się z tym wszystkim. - W pierwszej fazie traumy i żałoby dominuje szok, który trwa dłużej niż zwykle, ponieważ towarzyszy mu nieznane wcześniej i trudne do zrozumienia zjawisko, jakim jest pandemia - wyjaśnia. - Wiele osób cierpi dodatkowo, ponieważ w tej chwili pożegnanie ze zmarłymi może odbyć się tylko w bardzo wąskim gronie osób - dodaje. Dlatego Behrisch oferuje im dodatkową uroczystość żałobną w terminie późniejszym. Niewygodna i trudna prawda Jak długo to wszystko jeszcze potrwa, tego na razie nie wie nikt. Gerold Muenster wychodzi z założenia, że obecna sytuacja w miejskim krematorium utrzyma się do końca lutego. Dodatkowym, trudnym czynnikiem może okazać się pogoda. W tej chwili panuje mróz i trumny ze zwłokami można przechowywać tymczasowo w pomieszczeniach, które nie wymagają chłodzenia, ale to się może w każdej chwili zmienić. Gerold Muenster już o tym myśli. - Na razie żyjemy chwilą - mówi 47-latek, którego pracą w krematorium nikt do tej pory się specjalnie nie interesował. To zrozumiałe. Mało kto zaprząta sobie na co dzień uwagę śmiercią. Teraz, podczas pandemii, zależy mu na jak najdalej posuniętej przejrzystości. Nawet, jeśli niektórzy wciąż nie chcą uwierzyć w tak wysoką śmiertelność. Część ludzi po prostu nie chce przyjąć tej bolesnej prawdy i tego, że to wszystko dzieje się na ich oczach. - Ale tak właśnie jest - zapewnia Gerold Muenster. Kwarantanna w Niemczech: Saksonia (Drezno)
SpołeczeństwoNigdzie w Niemczech śmiertelność wskutek koronawirusa nie jest tak wysoka, jak w Saksonii. Krematorium w Doebeln nie radzi sobie z Muenster długo się zastanawiał, czy powinien pokazać dziennikarzom, jak obecnie wygląda jego praca w krematorium. Jako jego kierownik musi okazać współczucie rodzinom zmarłych. Nie chce jednak zwiększać ich obaw. Z drugiej strony jego sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Dlatego zdecydował się udzielić przedstawicielom mediów rzeczowych informacji. Muenster pozostał zatem w budynku krematorium i otworzył przed nimi jego drzwi. - Tu odbywa się ceremonia pożegnania ze zmarłymi - wyjaśnia. Mamy tu miejsce na około 90 osób, ale w tej chwili jest ono wypełnione trumnami. Na części z nich widać nalepkę "pozytywny wynik testu na koronawirusa" albo po prostu "COVID-19". Brakuje miejsca na trumny - W tej chwili brakuje nam miejsca na trumny - wyjaśnia Gerold Muenster. Na początku grudnia ubiegłego roku w tej skromnej sali odbyła się ostatnia ceremonia pożegnania ze zmarłymi. W tej chwili sala służy jako składowisko na trumny. Za krematorium stoi ciągnik siodłowy z naczepą-chłodnią. - W ten sposób chcieliśmy jakoś przejść przez święta, ale już 23 grudnia wszystkie miejsca były zapełnione - dodaje. Gerold MuensterImage: Thomas Kretschel/kairospress Gerold Muenster nie chce podać dokładnej liczby zmarłych. Ani tych, którzy znajdują się w tej chwili w krematorium, ani tych, którzy zostają tu skremowani każdego dnia. Jego zdaniem, nie są to dane, które powinny trafiać do opinii publicznej, "nawet jeśli trudno jest je jednoznacznie określić". W jego przekonaniu wystarczy powiedzieć, że w grudniu 2020 roku krematorium wykonało ponad połowę pracy więcej niż wynosiła jego średnia za ubiegłe pięć lat. - Dla nas oznacza to, że pracujemy na granicy wydolności - mówi. Wysoka śmiertelność w Saksonii Muenster zamyka drzwi sali pożegnań ze zmarłymi i przechodzi do wąskiego korytarza. Także tu piętrzą się trumny, które jako następne trafią do krematoryjnego pieca. - Przez cały dzień jesteśmy zajęci ich przestawianiem - wyjaśnia. - Oznacza to dla nas ciężką, fizyczną pracę, ale także duże obciążenia psychiczne. Bywają dni, w których wieczorem mamy więcej zmarłych niż rano, na początku pracy - dodaje. Trumny piętrzące się w sali pożegnańImage: Luisa von Richthofen/DW Na razie sytuacja raczej się nie zmieni. Wciąż utrzymuje się wysoka śmiertelność na koronawirusa, zwłaszcza tu, w Saksonii, potwierdzona danymi statystycznymi. W połowie grudnia śmiertelność w tym landzie była o 109 procent wyższa niż w ciągu czterech ubiegłych lat. Dla porównania: w skali ogólnoniemieckiej była wyższa tylko o 24 procent. Wzrost śmiertelności w Saksonii ma kilka przyczyn. Epidemia koronawirusa jest tylko jedną z nich. Długie pożegnanie dla rodzin Co oznaczają te liczby dla rodzin, staje się jasne po rozmowie z Lutzem Behrischem. Od ponad 20 lat jest proboszczem w Doebeln i zna wielu mieszkańców, którzy na początku lekceważyli pandemię koronawirusa. Być może dlatego, że wirus wówczas jakoś oszczędzał to 20-tysięczne miasto. Teraz jednak w ich myśleniu nastąpiła zasadnicza zmiana. Spowodowana także koronakryzysem. Proboszcz w Doebeln Lutz BehrischImage: Christina Küfner/DW Proboszcz Behrisch jest przekonany, że jego parafia będzie potrzebować dużo czasu na uporanie się z tym wszystkim. - W pierwszej fazie traumy i żałoby dominuje szok, który trwa dłużej niż zwykle, ponieważ towarzyszy mu nieznane wcześniej i trudne do zrozumienia zjawisko, jakim jest pandemia - wyjaśnia. - Wiele osób cierpi dodatkowo, ponieważ w tej chwili pożegnanie ze zmarłymi może odbyć się tylko w bardzo wąskim gronie osób - dodaje. Dlatego Behrisch oferuje im dodatkową uroczystość żałobną w terminie późniejszym. Niewygodna i trudna prawda Jak długo to wszystko jeszcze potrwa, tego na razie nie wie nikt. Gerold Muenster wychodzi z założenia, że obecna sytuacja w miejskim krematorium utrzyma się do końca lutego. Dodatkowym, trudnym czynnikiem może okazać się pogoda. W tej chwili panuje mróz i trumny ze zwłokami można przechowywać tymczasowo w pomieszczeniach, które nie wymagają chłodzenia, ale to się może w każdej chwili zmienić. Gerold Muenster już o tym myśli. - Na razie żyjemy chwilą - mówi 47-latek, którego pracą w krematorium nikt do tej pory się specjalnie nie interesował. To zrozumiałe. Mało kto zaprząta sobie na co dzień uwagę śmiercią. Teraz, podczas pandemii, zależy mu na jak najdalej posuniętej przejrzystości. Nawet, jeśli niektórzy wciąż nie chcą uwierzyć w tak wysoką śmiertelność. Część ludzi po prostu nie chce przyjąć tej bolesnej prawdy i tego, że to wszystko dzieje się na ich oczach. - Ale tak właśnie jest - zapewnia Gerold Muenster. Kwarantanna w Niemczech: Saksonia (Drezno) Koronawirus w Rosji. Zakłady pogrzebowe na skraju wydolnościTo view this video please enable JavaScript, and consider upgrading to a web browser that supports HTML5 video
Lekarze z SS zabijający zastrzykami z benzyny i fenolu. Polowanie obozowych strażników na więźniów ze złotymi koronami zębowymi. Mordercza praca w kamieniołomach. Przeraźliwy głód i epidemie chorób zakaźnych. To wszystko dziesiątkowało zesłanych do KL Gross-Rosen, jednego z najcięższych obozów III Rzeszy. – Auschwitz? W Auschwitz w porównaniu z tym, co działo się w Gross-Rosen, było jak... w sanatorium – opowiada były więzień "kamiennego piekła"."Demony śmierci. Zbrodniarze z Gross-Rosen", wyd. Znak, 2022Źródło: Materiały prasoweDzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki Tomasza Bonka "Demony śmierci. Jak zabijano w Gross-Rosen", która ukazała się 29 roku na rok, szczególnie po niemieckiej klęsce pod Stalingradem, obozowe warunki się pogarszały. Więźniów przybywało, jedzenia i miejsca dla nich już nie. Nowe bloki budowano zbyt wolno. Ale kiełbasa Schencka okazała się niewypałem.– Po moim przybyciu do obozu warunki mieszkaniowe były względnie niezłe, sypialiśmy w bloku na łóżkach pojedynczo – wspomina Władysław Sikorski. – W czterdziestym drugim wody na bloku nie było, myliśmy się więc w korycie drewnianym, do którego przynoszono ją z kuchni lub z bloku ósmego. Ubikacją była latryna blisko drutów. Nocą stały przed blokiem dwie beczki, których zawartość rano do niej powstała prowizoryczna łaźnia w bloku dziewiątym. ZOBACZ TEŻ: Obóz zagłady Auschwitz-Birkenau. To dlatego Niemcy założyli go w Oświęcimiu– Do kąpieli przychodziła połowa bloku, nago, bez butów i ręcznika, i nieraz po kilkanaście minut czekała na swoją kolej. Kilka razy do kąpieli zrywano nas nocą. Kilka razy blokowy trzymał nas przed blokiem nagich i mokrych, po kilkanaście minut, zimą, sprawdzając czystość każdego więźnia. Zbigniew Tomaszewski dodaje, że w obozie czystości i porządku faktycznie przestrzegano, ale chodziło tylko o pierwsze wrażenie i powierzchowność.– Oprócz cienkiego porwanego koca więzień nie otrzymywał nic do przykrycia. Brak należytej pościeli, dezynfekcji i zmiany słomy na pryczach potęgowały szerzenie się chorób zakaźnych i skórnych. Cienkie, porwane łachmany nie zabezpieczały ciała przed zimnem i deszczem. Jednostajność jedzenia, niedostateczna liczba kalorii wpływały na powszechność awitaminozy i był pierwszy stopień choroby głodowej, opisany podczas badań w getcie. Antoni Gładysz wprost mówi, że pasiaki zupełnie nie chroniły wygłodniałych więźniów przed zimnem i deszczem. – Ilekroć więc nadchodziły mrozy czy słoty, mnóstwo więźniów, którzy musieli, mając gorączkę, moknąć przy pracy i na apelach, zapadało na zapalenie płuc. Ponieważ w pierwszych dniach zapalenia temperatura ciała najpierw się obniżała, a maksimum osiągała dopiero po południu, chory musiał jeszcze przez kilka dni pracować i do rewiru mógł się dostać dopiero wtedy, gdy gorączka utrzymywała się przez cały dzień. Materiały prasowe Arthur Rodl, komendant Gross RosenŹródło: Materiały prasoweO specjalnej diecie dla chorych nie było nawet mowy. A w 1942 r. zapanował w Gross-Rosen straszliwy głód.– Łączność z krajem i paczki trzymały wielu przy życiu – relacjonuje doktor Konopka. – Ale we wrześniu wszelki ruch pocztowy został przerwany, co w bardzo krótkim czasie odbiło się na stanie zdrowia więźniów. Rozpoczął się okres wielkiego głodu, który sprowadził jeszcze większą śmiertelność. Jeśli chodzi o paczki żywnościowe, nie należy pominąć milczeniem tego, że nawet w sytym okresie nikt z więźniów nie otrzymywał całej przesyłki. Pierwszy urzędowy haracz ściągali SS-mani przy wydawaniu przesyłek, zabierając bez pardonu najwartościowsze rzeczy. Drugą z kolei pijawką byli blokowi i kapo, spoglądający łapczywym okiem na każdy kąsek żywności. Następował drugi podział, a gdyby nawet do niego nie doszło, przełożeni zawsze znaleźli sposób, aby uzyskać to, co ich zdaniem słusznie im się należało jako podatek. Po prostu szykanowali więźnia na każdym kroku, nie przebierając w środkach. – Więźniowie więc puchli z głodu i od ciężkiej pracy. I byli wtedy dobijani – opowiada Władysław Sikorski. – Więzień otrzymywał na śniadanie pół litra wodnistej, niezaprawionej tłuszczem zupy z jarzyn. Na obiad trzy czwarte litra zupy, zwykle z brukwi, rzadziej szpinak albo liście z buraków, bardzo rzadko zupę grochową czy kapuśniak, buraki czerwone lub marchew. Na kolację ćwierć bochenka chleba. Nie wiem, ile to ważyło. Tylko trzy razy w tygodniu do chleba pół kilograma margaryny na dwudziestu pięciu ludzi. Dwa razy w tygodniu po łyżce syropu, raz w tygodniu po łyżce białego twarogu. W niedzielę mały kawałek końskiej kiełbasy. Często na obiad lub kolację, gdy dano mniej zupy, rozdawano po kilka kartofli. Głód przyczyniał się do większej liczby morderstw. Kapo zabijali tylko po to, by mogli przejąć porcję żywnościową swojej ofiary. Tak więc w Gross-Rosen życie ludzkie stało się warte tyle, ile porcja sparzonych liści buraków albo zupy z brukwi. Tych, którzy przeżyli rok 1942, uratować miały rodziny. Władze obozowe, po otrzymaniu stanowiska zarządu głównego obozów koncentracyjnych, pozwoliły na przysyłanie paczek żywnościowych. Materiały prasowe Załoga Gross RosenŹródło: Materiały prasowe– W czterdziestym trzecim, dzięki paczkom od rodzin byliśmy mniej głodni – wspomina Sikorski. – Ale paczki były ograbiane przez Obersturmführera Waltera Ernstbergera i Blockführerów. Mojemu koledze Blockführer Karl Gallasch z dwustu przesłanych papierosów zabrał sto Hałgas jako lekarz został przydzielony do bloków, w których przetrzymywano jeńców radzieckich. Ich porcje żywnościowe były jeszcze mniejsze. Mniej niż im przysługiwało tylko Żydom. – Kilkakrotnie obliczałem kaloryczność całodziennego wyżywienia. Przed odjazdem z Auschwitz otrzymałem w prezencie od Bernarda Świerczyny ostatni polski kalendarz lekarski. Przemyciłem go do Gross-Rosen i przechowywałem w sienniku. Były tam tablice kaloryczności. Moje obliczenia wykazywały, że dzienna wartość jenieckiego jedzenia wynosiła od siedmiuset pięćdziesięciu do dziewięciuset sześćdziesięciu kilokalorii, zależnie od tego, jaki był wieczorny dodatek: czy smalec, czy marmolada, czy margaryna, czy kiełbasa. Do obliczeń nie potrzeba było nawet wagi. Wiedzieliśmy, na ile osób była dzielona pięćsetgramowa kostka margaryny, na ilu ludzi 1400 g bochenek chleba i tak dalej. W Gross-Rosen jeńcom wydawano, podobnie jak w Auschwitz, jeden bochenek chleba na ośmiu, dziesięciu ludzi, więźniom jeden na kierowano jednocześnie do najcięższych prac w kamieniołomach, a po pracy kazano im jeszcze przynosić do obozu duże kamienie, służące do budowy fundamentów nowych bloków. – W różnych obozach koncentracyjnych spędziłem cztery lata i widziałem tam codzienną masakrę, mordowanie ludzi różnymi sposobami: gazowanie, wieszanie, rozstrzeliwanie, wstrzykiwanie fenolu, bicie kijami lub obcasami – opowiada Władysław Sikorski. – Ale gdy komuś zabrakło do życia w odpowiednim czasie tylko miski zupy lub porcji obozowego chleba upieczonego z wiórów drewnianych, słomy, kasztanów i innych śmieci, to chociaż kilka godzin wcześniej miał tego wszystkiego do syta, nic go nie uratowało. Bezwzględna śmierć głodowa przychodziła wieczorem. Człowiek taki robił wrażenie pijanego. Chęć życia wyrażały już tylko obłąkany umysł i zeszklone oczy. Bo jak ustalili lekarze w warszawskim getcie, "śmierć głodowa jest w ostatnim momencie co do zasady łagodna i przypomina umieranie ze starości". Ale przeżycie nocy nie gwarantowało przeżycia porannego apelu czy pracy. Muzułmanów już rano dobijali funkcyjni. Muzułmanami nazywano w obozach koncentracyjnych więźniów skrajnie wycieńczonych chorobą głodową. – Pamiętam, jak po przyjściu do malarni Stefan Żurowski nie został tam przyjęty – dodaje Władysław Sikorski. – Był strasznie opuchnięty wieczorem, błagał mnie o pomoc. Nie mogłem dla niego już nic zrobić. Był w stanie kompletnego wyczerpania. Rano poszedł więc na druty i strzał SS-mana zakończył jego życie. Walka o kolejny dzień życia była walką o dodatkowe jedzenie. Kto tego nie potrafił, kończył w rewirze, czyli obozowym bloku dla chorych. CC BY-SA Brama wjazdowa do obozu Gross-RosenŹródło: CC BY-SA Pewnego ranka zostałem przydzielony do rewiru – opowiada Władysław Sikorski. – Zaczęliśmy malowanie od Tagesraumu, gdzie odbywało się przyjęcie chorych. Leżało tam wówczas kilkudziesięciu ludzi półmartwych z głodu i chorób. Sufit i ściany do połowy malowaliśmy farbą klejową. Okryliśmy nieszczęśliwców, żeby ich nie pochlapać. Ale kiedy mieliśmy zacząć lamperię, dwóch Pflegerów, zniemczonych Polaków, sądząc po akcencie, wskoczyło szybko na ich prycze. Po kolei, jeden biorąc za głowę, a drugi za nogi, z rozmachem rzucali ich na środek sali. Potem wynieśli do Waschraumu, skąd przenoszono ich ciała do krematorium. Codziennie obcowanie ze śmiercią w oczekiwaniu także swego kresu ciągnęło się w nieskończoność. Starałem się przeżyć, licząc się z tym, że umrzeć zawsze zdążę, a może ktoś jeszcze więcej ode mnie przecierpiał i dalej żyje. Tak przetrwałem cztery lata. Ludzie, którzy zwątpili lub mieli słabe organizmy i załamywali się duchowo, wykańczali się szybciej albo szli na druty. Kłamstwem byłoby powiedzieć: "Przeżyłem bez niczyjej pomocy". Prawdę mówiąc, długoletni więźniowie zawdzięczają życie współmęczennikom. Kiedy Niemcy zdali sobie sprawę, że wojnę przegrają, sytuacja w obozie zaczęła się zmieniać. – Od września czterdziestego czwartego stosunki panujące w obozie lekko się poprawiły w tym sensie, że mniej nas bito – opowiada Jan Pratkowski. – Natomiast od grudnia, w związku z ewakuacją zewnętrznych filii do obozu głównego, warunki życia uległy katastrofalnemu pogorszeniu. Panowało niebywałe przeludnienie. Myślę, że w Gross-Rosen przebywało wówczas trzydzieści pięć tysięcy więźniów. Głód był przerażający, tylko raz dziennie trzy czwarte litra zupy i sto dwadzieścia gramów chleba. A w styczniu czterdziestego piątego zaczęła się kolejna fala zwierzęcego bicia. To wszystko spowodowało gwałtowny wzrost liczby zgonów, zwłaszcza w niewykończonych barakach na terenie nowego obozu, gdzie umieszczano nowo przybyłych. I znów kapo masowo mordowali więźniów, by otrzymać ich głodowe porcje żywnościowe. – Przez okna tkalni widziałem zmasakrowane zwłoki wiezione z nowego obozu do krematorium. Dziennie dostarczano tam od sześćdziesięciu do osiemdziesięciu trupów. Krematorium nie było w stanie spalić wszystkich zwłok. Ciała leżały więc ułożone piętrami i, według relacji współwięźniów, nocą były wywożone Schenck do Gross-Rosen już więcej nie przyjechał. Badań nad głodem nie prowadził już tam nigdy więcej żaden nazistowski pseudonaukowiec. Przyjeżdżali za to nowi, bardziej zwyrodniali strażnicy z SS – przed wojną zazwyczaj życiowe niedojdy, tutaj sadyści. Znęcanie się więźniów funkcyjnych i SS-manów na zesłańcach w Gross-Rosen zbierało więc równie obfite żniwo, jak i głód. Materiały prasowe Wyd. Znak, 2022Źródło: Materiały prasoweWertuję akta kadry SS-mańskiej KL Gross-Rosen. Dotarłem do teczek polskiej misji wojskowej, która działała po wojnie na Zachodzie i szukała zbrodniarzy. Czytam kopie dokumentów, które odnalazłem w Bundesarchiv w Ludwigsburgu i Archiwum Muzeum KL Dachau. W zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej trafiam na obszerną dokumentację procesową Karla Gallascha, opisywanego już w 1947 r. przez dziennikarzy dziennika "Słowo Polskie". W teczce są donosy pisane przez jego kochankę, odręczne protokoły przesłuchań prokuratorskich. Odnajduję też jego podpis. Niczym się nie wyróżnia. Jest uwagę zwraca to, że polski sąd używał po wojnie druków niemieckich. Zeznania spisywane były na ich odwrocie. Uświadamiam sobie, że przecież w roku 1945, a nawet jeszcze w roku 1946 we Wrocławiu mogło wciąż mieszkać więcej Niemców niż Polaków. To było dla nas obce miasto. Próbuję się dowiedzieć, kim byli oprawcy z Gross-Rosen. Jak to się stało, że zaczęli mordować. Powyższy fragment pochodzi z książki Tomasza Bonka "Demony śmierci. Jak zabijano w Gross-Rosen", która ukazała się nakładem wyd. Znak.
praca w krematorium niemcy